POD INDYKA

- A co proponujesz do picia? - spytałam Petera, kuzyna mojego męża. Dobranie właściwego trunku do dziękczynnej uczty stanowi nie lada wyzwanie, gdyż indyk w towarzystwie tylu dań o różnych smakach wymaga czegoś uniwersalnego. W latach 70. Hugh Johnson, autor legendarnych już książek o winie [po polsku ukazało się m.in "Wino. Sztuka i nauka"] odpowiedział: "Piwo!". Peter zaczął przekonywać mnie do Brekle's Brown z browaru Anchor Brewing. To ciemne, karmelowe piwo z nutami cytrusów i nieco przypalonego ciasta jak ulał pasuje do pieczystego, ja jednak chciałam napić się wina. Przyszło mi do głowy tegoroczne Beaujolais Nouveau i wytrawny szampan Veuve Clicquot Brut Yellow Label. - Spróbuj Gewürza - zasugerował Peter. Najlepsze gewürztraminery pochodzą z Alzacji, ale aromatyczny Castello di Amorosa 2012 Gewürztraminer "Dry" Alexander Valley wyprodukowany w "średniowiecznym" zamku w Napa Valley po prostu rządzi.  Ten tropikalno-korzenno-różany nektar o słomkowej barwie okazał się doskonałym winem do jasnego i ciemnego mięsem indyka, sosu z żurawiny i całej słodko-słonej reszty. - Dziękuję Ci Peter. I na zdrowie!

ilustracja kavka


PRZEPIS NA LISTOPAD

Kuzynka mojego męża, Maggie, co roku podejmuje heroiczne wyzwanie jakim jest przygotowanie obiadu dziękczynnego dla kilkunastu osób. Ten najważniejszy dla Amerykanów posiłek wjeżdża na stół w czwarty czwartek listopada, czyli już za tydzień. Bardzo lubię Święto Dziękczynienia, szczególne że u Maggie w domu obchodzi się je biesiadnie. Lubię patrzeć jak Maggie z dumą wyjmuje z piekarnika apetycznie zrumienionego, 10-kilogramowego indyka uprzednio naszprycowanego winem; jak jej brat zręcznie kroi go w cienkie plastry; jak siostra zapieka słodkie ziemniaki z cukrowymi piankami marshmallows; jak szwagierka ćwiartuje gruszki na tartę Tatin; jak sąsiad podgrzewa makaron z serowym sosem a bratanica przekłada farsz z dzikiego ryżu i jabłek do ozdobnej salaterki. Lubię obserwować przygotowania do wielkiej uczty i słuchać jak Ron, szwagier Maggie, opowiada o swoim dzieciństwie spędzonym w wielokulturowym, nowojorskim Queens. Podobnie jak w zeszłym roku, sos z żurawiny, który przypadł mi w udziale, zrobię zawczasu. - Mężu, chodźmy do sklepu!

Sos żurawinowy dla Maggie (zmodyfikowany przepis Marthy Stewart)

1 opakowanie świeżej żurawiny (ok. 350 g)
½ szklanki brązowego cukru
1 pomarańcza, świeżo wyciśnięty sok + starta skórka
garść orzechów włoskich, drobno posiekanych (opcjonalnie)
¼ szklanki wody
sól, świeżo mielony pieprz

W rondelku wymieszać żurawinę, cukier, skórkę pomarańczową, orzechy i wodę. Doprawić solą i pieprzem. Zagotować, zmniejszyć ogień i pichcić ok. 15 minut, aż zgęstnieje. Zdjąć o ognia. Wlać sok pomarańczowy. Wymieszać. Podawać w temperaturze pokojowej.

SMAK TABU

Ruszające się macki ośmiornicy, bijące serce węgorza, końskie flaki a może embrion kaczątka? Takie smakołyki serwuje czytelnikom w swoim debiucie książkowym Dana Goodyear. W "Anything That Moves" [wszystko, co się rusza] autorka na własnym podniebieniu testuje ekstremalne dania z obrzeży amerykańskiej gastronomii. Nierzadko są to rzeczy trudno dostępne lub bardzo drogie, jak na przykład kawa kopi luwak (w wolnym tłumaczeniu przełożyłabym jako kupa luwaka zważywszy, że uzyskuje się ją z owoców kawowca, które luwak zjada, nadtrawia i wydala). Filiżanka tego, chciałoby się powiedzieć gównianego naparu, kosztuje aż 90 dolarów! W pogoni za nowymi doznaniami smakowymi, amerykańscy foodies sięgają czasem po ziemię, liście, obornik lub marihuanę jako element potrawy. Czasem jednak ludzie pragną czegoś tak podstawowego, jak świeże mleko, które w większości stanów objęte jest zakazem sprzedaży. Podobnie jak autorka "Anything That Moves" sympatyzuję z "przemytnikami" niepasteryzowanego nabiału. Przyznam się nawet, że od paru lat wspieram kryminalną działalność farmera Bena (na wszelki wypadek zmieniłam jego imię), kupując od niego surowe mleko. Bo jak Goodyear słusznie zauważa: "Trudno jest uregulować ustawą czyjś apetyt. Ludzie zazwyczaj i tak robią swoje."

ilustracja kavka



Posłuchajcie jak Dana Goodyear opowiada o swojej książce na antenie radia NPR.

OGRÓDEK NA KÓŁKACH

Hołdując diecie 100 mil, co najmniej raz w tygodniu wybieramy się z mężem na lokalne targi, żeby kupić świeże warzywa i owoce. W listopadzie na Florydzie dojrzewa ich całkiem długa lista. Na bazarkach kusi mango, pitaja, pomarańcza, grejpfrut, limonka, awokado, okra, fenkuł, kolendra, brukselka, ogórek, pomidor, jarmuż oraz młody sprzedawca z własnoręcznie wyhodowaną miętą o zapachu czekolady. - Trochę droga, ale jak pachnie! - mówię do męża. Gdy tak zaczynamy zastanawiać się nad stworzeniem własnego ogródka z ziołami, przypomina mi się zabawny film Iana Cheney'a zatytułowany "Truck Farm" [Farma na ciężarówce]. Reżyser dokumentuje eksperyment z uprawą warzyw we własnym pickupie zaparkowanym przed domem na Brooklynie. Do stworzenia mini farmy Cheney sięga po technologie stosowane przy sadzeniu ogrodu na dachu budynku. Efekt? Ciężarówka zakwita. Marion Nestle, żywieniowiec z Uniwersytetu Nowojorskiego, zachwyca się świeżością i smakiem roślin. Dan Barber, właściciel restauracji Blue Hill i jeden z najbardziej wpływowych szefów kuchni na świecie, kupuje od Cheneya aromatyczne zioła. Ogródek na kółkach zaciekawia kolejne osoby. Zresztą sami zobaczcie, co Cheney mówi o własnym pomyśle.



Tematem przewodnim TEDxManhattan w 2011 r. była zrównoważona - ekologiczna, lokalna i świeża - żywność.