PODZIEL SIĘ BAJGLEM!

- To może weźmy bułę na spółę? - zaproponowałam mężowi. Idąc w Stanach do restauracji należy zdawać sobie sprawę z wielkości porcji - GIGANT - serwowanych praktycznie wszędzie. Łatwo dać się nabrać na sugestię, że danie, które kucharz wrzucił nam na talerz jest normalnych rozmiarów. Błąd! Niemiłosierni restauratorzy prześcigają się w dokładaniu kolejnych kalorii. Może zacznę od takiego niewinnego przykładu śniadaniowego. Wszechobecny bajgiel, którego z Polski do Nowego Jorku przywieźli żydowscy emigranci pod koniec XIX w., w ciągu ostatnich 20 lat podwoił wielkość i liczbę kalorii ze 140 na 350! Do tego kawa, która jeszcze w latach 90. była serwowana w kubku normalnych rozmiarów i liczyła 45 kalorii, dziś również podwoiła swoją objętość (doszedł też smakowy syrop i dużo mleka) i ma 350 kalorii! Jak łatwo policzyć, jedząc takie śniadanie zaliczam 700 kalorii, czyli mniej więcej połowę mojego dziennego zapotrzebowania kalorycznego. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero jak po pół roku mieszkania w Atlancie przestałam mieścić się w ubranie. Świeże bajgle jednak bardzo lubię, szczególnie kiedy odwiedzamy Nowy York. Nie jestem w stanie odmówić sobie słodkiego "French toast bagel" z serkiem cynamonowym (na zdjęciu poniżej) z The Bagel Store na Brooklynie. Miło jest też usiąść na wysokim stołku w Zabar's na Górnym Manhattanie, gdzie od ponad 70 lat w tym samym miejscu, codziennie rano stali bywalcy wpadają na "bagel and lox", czyli bajgla z serkiem śmietankowym, szczypiorkiem i z łososiem. Odkryliśmy też niedawno z Jay'em doskonałą bajglarnię w Orlando. W Davis Bakery zazwyczaj winszujemy sobie puszystą bułę z warzywami. Ale jedną, na spółkę.


Brak komentarzy: