CZARNA KROWA

Moja przygoda z "czarną krową" zaczęła się w Atlancie. Mieszkańcy tego, znanego z niemiłosiernych upałów, miasta (zwanego Hotlantą), orzeźwiają się piwem korzennym z gałką lodów waniliowych. Na taki koktajl potocznie mówi się "black cow", czyli "czarna krowa". Gasi on pragnienie (i głód) już od ponad 100 lat! Dziś "czarna krowa" przeżywa swoją drugą młodość. Znowu smakuje tak, jak za dawnych lat. Wraz z rozkwitem mikrobrowarów Amerykanie wzięli się również za ulepszanie składników piwa korzennego. Używany przy masowej produkcji korzennego napoju syrop kukurydziany i sztuczne dodatki zastąpił miód, korzeń sasafrasu oraz aromatyczne przyprawy. Tu i ówdzie zaczęły pojawiać się również "soda fountains" - bezalkoholowe barki, w których można spróbować jak smakują retro napoje po liftingu. Zaraz, zaraz! Czy ja przypadkiem nie mam déjà vu? W latach 20. XX wieku, kiedy zamknięto większości barów, ludzie nie tylko nie mogli legalnie się napić, ale również nie mieli gdzie się spotykać. Soda fountains, czyli barki w aptekach, które oprócz leków tworzyły własne receptury napojów gazowanych, wypełniły lukę. Nie było co prawda procentów, ale za to barman dwoił się i troił, żeby zabawić gości.  Z czasem aptekobarki odeszły do lamusa, choć sentyment do nich pozostał.


"Fizzical" excersise - Buster Keaton robi koktajle w scenie z filmu "The College" (1927).

Brak komentarzy: