CRONUT™

Kiedy w Tłusty Czwartek zaproponowałam mojemu amerykańskiemu wydawcy temat o pączkach, nawet nie przypuszczałam, że do czasu realizacji materiału pojawi się nowy, słodki obiekt pożądania. Cronut (nazwa jest połączeniem słów croissant i donut) natychmiast zawładnął zbiorową świadomością, odkąd w maju francuski cukiernik Dominique Ansel wysmażył go przy 189 Spring Street w Nowym Jorku. Przez pierwsze miesiące, co rano, długa kolejka do cukierni wiła się ulicami dolnego Manhattanu. A cronut, niczym Miley Cyrus, zataczał coraz większe kręgi popularności. Oprócz spragnionych nowości foodies, niektórzy kolejkowicze kupowali croissanto-pączusie, żeby chwilę później odsprzedać je ze znacznym zyskiem. Na nowojorskiej stronie Craigslist, cronut z dostawą do domu "chodził" po 30 dolarów. W Dominique Ansel Bakery można go kupić za piątkę. Ze względu na rozwój czarnego rynku cronutów właściciel cukierni wprowadził reglamentację - dwie sztuki na głowę. Niewiele to dało. Po dziewiątej rano o legalnym kupieniu smakołyka można jedynie pomarzyć. Cronut™ chroni również patent markowy, więc jeśli ktoś w Chicago czy Orlando chce spałaszować rogal-pączka, to może to zrobić, pod warunkiem, że uda mu się rozszyfrować jego nazwę: kronut, cronot, dossant, doissant, doughssant. A tak właściwie, to co ten "krączek" w sobie takiego ma? Maślane ciasto croissanta, chrupiącą od smażenia na głębokim tłuszczu skórkę pączka, delikatne nadzienie owocowe lub kremowe i przepyszny lukier oblepiający palce. Oraz gwarancję, że będzie się miało o czym opowiadać. 


Tego doughnut-croissanta z wiśniowym nadzieniem i lukrem o smaku waniliowy połknęłam w Orlando, w restauracjo-browarni Cask and Larder. Można go tutaj zamówić tylko podczas niedzielnego brunchu, za to w żadnej kolejce stać nie trzeba. [Więcej o moim pączkowym obżarstwie czytaj w jesiennym wydaniu Edible Orlando.]

Brak komentarzy: